Recenzja filmu

Czarny telefon (2021)
Scott Derrickson
Mason Thames
Madeleine McGraw

Krzyk pokolenia

"Czarny telefon" to kino gęste od podtekstów, niejawnych tropów i delikatnych sugestii. Jeśli jednak pozostaniemy na powierzchni i to, co nadprzyrodzone istnieje naprawdę, to i tutaj Scott
Krzyk pokolenia
źródło: Materiały prasowe
Matka straciła kontakt z rzeczywistością. "Odbiło jej". Jeśli obłęd gdzieś ludzi zabiera, to najczęściej z tego świata. Prorocze sny, wizje na jawie, religijny fanatyzm - mieszanka wybuchowa. Opis wyrazisty, ale nieco zdawkowy. W nowym filmie Scotta Derricksona dostajemy jedynie urywki z tej "bolesnej przeszłości" w kilku rozmowach między nastoletnim Finnem (Mason Thames), jego nieco młodszą siostrą Gwen (Madeleine McGraw) a ich ojcem Terrence'm (Jeremy Davies). Terrence, wdowiec, to osobnik patologiczny. Najbystrzejsze oko nie wypatrzy, czy częściej sięga po piwo z lodówki czy po pas. Wbrew pozorom, nie jest jednak postacią z kartonu. Za każdym uderzeniem i za każdym łykiem kryje się niemały ładunek frustracji, rozpaczy, bezradności i smutku. Malując ten rodzinny portret, Derrickson ("Sinister", "Egzorcyzmy Emily Rose") może nie korzysta z pełnej palety barw, ale przynajmniej wie, jak używać półcieni.

Finn nie tylko w domu musi oglądać się za siebie. W szkole czekają na niego wyzwiska, przepychanki i brutalne bójki. Chłopak, zamiast przytrzymać gardę i wyprowadzić cios, zawsze wybiera ucieczkę albo rozwiązanie dyplomatyczne. Źle i źle: niejednokrotnie już przez to oberwał. Na domiar złego od kilku tygodni po okolicy krąży niejaki "Wyłapywacz" (Ethan Hawke) - porywacz chłopców, najpewniej seryjny morderca. Na ulicach coraz więcej ogłoszeń o kolejnych zaginięciach. Finn stracił już dalszego znajomego, straci też przyjaciela. Welcome to Denver, U.S.A. krwistych lat siedemdziesiątych. W realu groza na każdym kroku, w telewizji "Teksańska masakra piłą mechaniczną". Jakie czasy, takie kino. Jakie kino, takie czasy. Derrickson jest poważny, skupiony i cholernie ponury.



Oczywiście, Finn z wystraszonego obserwatora zmieni się w zdesperowaną ofiarę Wyłapywacza. Gatunkowy dreszczowiec przesuwać się będzie w stronę horroru o zaświatach, ale Derrickson osiąga w "Czarnym telefonie" narracyjny sukces, zatrzymując się gdzieś pośrodku. Metafizyczne wątki (telefony od zamordowanych chłopców) można czytać dosłownie, ale lepiej bronią się jako majaki przerażonego nastolatka. Psychopata w masce na parterze, brudne ściany piwnicy, mrok poranków, życie wiszące na włosku, tętno tysiąc na tysiąc. Dla Finna to sytuacja ekstremalna i absolutnie krytyczna. Jego umysł wskakuje na zupełnie inne obroty. Do głowy przychodzą mu abstrakcyjne, nieprawdopodobne pomysły. I zdają się być warte rozważenia, bo przecież od czegoś trzeba zacząć. Dają szansę, by dojrzeć światełko w tunelu, by przeżyć.

Reżyser uchyla też furtkę do jeszcze jednej interpretacji, nienachalnie mnożąc wizualne podobieństwa i fabularne analogie między figurami Ojca i Porywacza. "Czarny telefon" to kino gęste od podtekstów, niejawnych tropów i delikatnych sugestii. Jeśli jednak pozostaniemy na powierzchni i to, co nadprzyrodzone istnieje naprawdę, to i tutaj Scott Derrickson proponuje dość oryginalną optykę. "Fantastyczny thriller", "realistyczny horror"... Nazywajcie "Czarny telefon", jak chcecie. Na obronę obu stanowisk jest masa argumentów.



Za wcześnie, by Wyłapywacza włączyć do panteonu filmowych seryjnych morderców. A jednak zwyrodnialcowi Hawke'a trudno odmówić potencjału. Niby nie stoi na własnych nogach – baloniki Pennywise'a, furgonetka Buffalo Billa, biała maska Michaela Myersa – ale ma przy tym własne znaki rozpoznawcze. To wizerunkowe zapożyczenia i stylistyczne wariacje, nigdy kopie. Z usposobienia Wyłapywacz jest zaskakująco nieprzytomny, niezdarny, chwilami wręcz grzeczny. Nie w momencie, gdy siekierą dzieli na pół czaszkę przypadkowej ofiary, ale na pewno wtedy, kiedy przynosi Finnowi jajecznicę. Demoniczna postać, nieśmiały głosik. Może to wojenny weteran, może życiowy przegryw, może molestowane dziecko lub uciekinier ze szpitala psychiatrycznego. Derrickson wie, że aura tajemnicy to gwarancja sukcesu w popkulturze.

Traumy – nieprzepracowane i przepracowywane nieudolnie - wychowawcze zaniedbania, rodzinne tragedie, echa wojny w Wietnamie, szwankujące publiczne instytucje, nieustające napięcie między rówieśnikami, potrzeba wyładowania gniewu, wyrównania rachunków. Pod pretekstem, bez powodu. By sobie, by komuś coś udowodnić. W "Czarnym telefonie" chodzi o coś więcej niż wywołanie niepokoju, choć jako jednowymiarowy straszak działa tip-top. Kolejne telefony odbierane przez Finna składają się na krzyk pokolenia. Pole bitwy to przeszłość, to porachunki na szkolnym boisku, to śniadanie z nietrzeźwym ojcem, to telewizyjna ramówka. Zamknięty krąg. Tak (nie)wiele potrzeba, by się z niego wydostać.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones